Coś jak erotyk. Prawie.

Cały dzień brzuchem do góry
w zielonej leżałam trawie.
W puchate gapiłam się chmury
i byłam szczęśliwa. Prawie.

Boś ty się napatoczył.
Boś mi zaglądał w oczy,
boś chmurki z czoła odganiał
- i niebo sobą zasłaniał.

Cały dzień nadstawiałam ucha,
chcąc słyszeć, co piszczy w trawie.
Koncert dawały dwa świerszcze i mucha,
więc byłam szczęśliwa. Prawie.

Boś ty się przy mnie zjawił.
Boś czułe słówka prawił,
boś wzdychał, boś się wzruszał
- i świerszcza mi zagłuszał.

Cały dzień w blasku słońca
grzałam się, leżąc w trawie.
Rozleniwiona, rozkosznie gorąca...
I byłam szczęśliwa. Prawie.

Boś ty się przypałętał.
Boś mnie w uścisku spętał,
bo twoje nagie ciało
na moje cień rzucało!